Czy przechodząc po zapełnionym samochodami parkingu, nie zastanawialiście się nigdy, skąd wzięły się nazwy niektórych modeli? Co dla projektantów było inspir" />

Czy przechodząc po zapełnionym samochodami parkingu, nie zastanawialiście się nigdy, skąd wzięły się nazwy niektórych modeli? Co dla projektantów było inspiracją do nazwania konkretnego samochodu tak a nie inaczej?

Postaram się przybliżyć Wam dziś kilka ciekawych genez nomenklatury motoryzacyjnej.

Zacznijmy od najprostszych rozwiązań lingwistycznych – nazywanie dzieła od imienia jego twórcy. Obiekt marzeń milionów – Porsche – wziął swoją nazwę od konstruktora i założyciela marki, Ferdynanda Porsche. Kolejnym podobnym przykładem jest nazwanie znaczącego dla rozwoju firmy modelu Ferrari Enzo od imienia i nazwiska założyciela firmy – Enzo Ferrari. Nie zawsze jednak „imienne” nazwy modeli samochodów odnoszą się do twórców marek czy konstruktorów. Dobrym przykładem jest geneza nazwy najszybszego samochodu świata. Bugatti Veyron swoją nazwę zawdzięcza kierowcy wyścigowemu Pierre’owi Veyronowi, który w 1939 roku wygrał dla fabrycznego teamu Bugatti kultowy wyścig Le Mans.

Inne ciekawe nazwy samochodów zostały wykreowane w taki sposób, aby bezpośrednio wymusić na odbiorcy określone skojarzenia. Modele VW takie jak Golf (od Golfstrom), Passat czy Bora swoją nazwę wzięły od prądów powietrznych występujących w różnych częściach świata – nasuwa to skojarzenia związane z dynamiką i mocą samochodów. Etymologia nazw terenowych modeli Volkswagena też jest ciekawa – VW Touareg, mocna i masywna terenówka stworzona prototypowo jako pojazd fabryczny na rajd Paryż – Dakar, wzięła nazwę od koczowniczego, pustynnego plemienia Tuaregów. Mniejszy z modeli, VW Tiguan, to już zupełnie inna historia. Projektanci tego SUV-a połączyli nazwy dwóch zwierząt, Tygrysa (TIger) oraz iGUANy. Oba te zwierzęta charakteryzują się dzikością, mocą oraz zwinnością – w zamyśle twórców to właśnie te cechy powinny kojarzyć się z omawianym modelem.

Skojarzenia geograficzno-zoologiczne są w branży motoryzacyjnej bardzo często spotykane – istnieje przecież Jaguar czy producent zza południowej granicy, który nazywa się Tatra.

Inni producenci nazwali swoje marki bardziej prozaicznie. Fiat miejskie wersje swoich samochodów nazwał kolejno Cinquecento i Seicento, co w tłumaczeniu z włoskiego znaczy 500 i 600. Paradoksem jest to, że firma zarówno wcześniej, jak i po zakończeniu produkcji Cinquecento produkowała inny model oznaczony jako 500.

Najbardziej fascynującą nazwę ze względu na etymologię ma jednak flagowy polski produkt motoryzacyjny, jakim jest Polonez. Jak wiadomo, słowo to w języku polskim oznacza tradycyjny narodowy taniec opisywany nawet w epopei narodowej jednego z wieszczów. Warto się jednak zastanowić nad tym, jak fakt ten ma się do nazwy samochodu i jakie emocje słowo to miało wywoływać u potencjalnego nabywcy. Zapewne w zamyśle menedżerów FSO chodziło o przedstawienie Poloneza jako symbolu „polskości na drodze”. Jednak moim zdaniem taka nazwa była niefortunna i karykaturalna dla produktu, jakim jest samochód. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu (np. na studniówce) tańczył poloneza. Jest to taniec powolny, w którym zginamy kolana, a sylwetka ciała unosi się i opada dostojnie i wolno. I taki właśnie jest, a w zasadzie był, krajowy produkt FSO. Powolny, niedopracowany, ze słabym silnikiem i kiepskim zawieszeniem. Większość z jego kierowców czuła się jak studniówkowi tancerze marzący o tym, aby orkiestra przestała grać oficjalne dźwięki, a zabawa zaczęła toczyć się w żywszych rytmach.

PK

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń