Czy wiecie, że w przedwojennej Warszawie nazwy ulic były wypisane zarówno w języku polskim, jak i francuskim? Nikogo też nie dziwił szyld np. „Coiffeur”, gdy" />

Czy wiecie, że w przedwojennej Warszawie nazwy ulic były wypisane zarówno w języku polskim, jak i francuskim? Nikogo też nie dziwił szyld np. „Coiffeur”, gdyż każdy wtedy wiedział, że to nic innego jak „Fryzjer”. Nie bez powodu miasto to nazywane było Paryżem Wschodu, i to nie tylko ze względu na podobieństwa architektoniczne i kulturowe, ale również dlatego, że właśnie język francuski skutecznie przenikał do naszej rodzimej mowy.

W obecnych czasach nie jest już tak wesoło. Francuski w polskich szkołach, jeśli w ogóle jest, to tylko jako drugi lub dodatkowy język obcy, tym samym nie zawsze obowiązkowy. Wielu dorosłych zaś od samego początku rezygnuje z jego nauki, słysząc opinie, że wymowa jest niezwykle trudna, gramatyka bardzo skomplikowana, nie wspominając w tym wszystkim o wyszukanym słownictwie.. W efekcie, tak naprawdę mało kto w naszym kraju potrafi się posługiwać tym językiem na poziomie choćby komunikatywnym. Często jednak nawet tego nie wiemy, jednak na co dzień wykorzystujemy naprawdę sporą ilością zapożyczeń od naszych zachodnich sąsiadów.

Zapożyczenia te są bardzo zróżnicowane. Podczas gdy słowa „szofer” (fr. „chauffeur”) czy „bagietka” (fr. „baguette”) w formie pisanej nie są już identyczne jak ich francuskie odpowiedniki, to warto zauważyć, że jest też garstka zapożyczeń, które nawet w pisowni zachowały swoją oryginalność. Co więcej, zdarza się, że nie mają żadnych zamienników w naszym rodzimym języku, lub mają, ale wtedy brzmią po prostu gorzej.

Zacznijmy od takiego „vis-à-vis”, czy nie ładniej brzmi od naszego polskiego „twarzą w twarz”? À propos twarzy, to przecież nie tylko modelki i więźniowie znają sformułowanie „au face”. A czy zauważyliście, że właśnie użyłam „à propos”? Z tego wszystkiego, nie trudno o „déjà vu”, i nie tylko językowe.

Wiele tego rodzaju zapożyczeń można znaleźć w jakiejś konkretnej tematyce, nieraz będącej domeną Francuzów. I tak w kwestii „savoir-vivre’u” naród ten nie ma sobie równych. Wiadomo, że należy unikać wszelkich „faux pas”, zaś w odpowiedniej chwili trzeba pamiętać o „chapeau bas”. Gdzie zaś wykorzystywać te wszelkie zasady „bon tonu” jeśli nie w restauracjach? To tam dostaniemy „menu”, z której wybierzemy najznakomitsze specjały „grande cuisine”. Przystępując do kolacji życzymy sobie „bon appetit!”, czekając na zamówienia, dostaniemy „hors d’oeuvre”, na deser zjemy nic innego, jak sernik „sauté”. Francja jest też znana z zamiłowania do mody. To tu wielu kreatorów ma swe „atelier”, gdzie powstają przepiękne kolekcje „haute couture” lub „prêt-à-porter”.

Voilà, i co Wy na to? Nigdy nie uczyliście się języka francuskiego, a Paryż znacie jedynie z komedii romantycznych, jednak zrozumieliście powyższy tekst w stu procentach? Ba, sami używacie tych zwrotów w życiu codziennym? Nic, a nic mnie to nie dziwi. A może wykorzystujecie jeszcze inne francuskie zwroty w polskiej mowie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

(DG)

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń