„I’m clipping death!” śpiewał trzydzieści lat temu James Hetfield z Metalliki. Może nie dosłownie tak, ale faktem jest, że zjawisko skracania słów, zwane po angielsku clipping (z ang.clip – przycinać) potrafi sprawić tłumaczowi pewne trudności. Wyróżniamy cztery rodzaje clippingu:

1) Obcięcie końcówki

(a często wręcz pozostawienie tylko pierwszej sylaby słowa),

tzw. back clipping. Jest to najczęściej występująca odmiana tego zjawiska.

Kilka typowych przykładów to:

advertisement -> ad; doctor -> doc; examination -> exam,

2) Fore clipping – zostawienie jedynie końcówki słowa:

robot -> bot; telephone -> phone,

3) Middle clipping – pozostawienie jedynie środka słowa:

influenza -> flu;

refridgerator -> fridge,

4) Complex clipping – skracanie złożeń, czyli dwóch rdzeni, np.:
science-fiction -> sci-fi; situation comedy -> sitcom.

Warto zauważyć, że nie ma sztywnych reguł rządzących skracaniem. Czasami ofiarą pada jedna sylaba, czasami więcej. Zazwyczaj clipping jest utożsamiany z nieformalnym kontekstem wypowiedzi lub konkretnymi grupami społecznymi (młodzież, wojsko). Nie jest to jednak reguła. Jonathan Swift, irlandzki pisarz i satyryk, znany w Polsce głównie jako autor „Podróży Guliwera” już w 1712 ubolewał nad powszechnością skracania słów, nazywając ten proces „barbarzyńskim”. Pewne skrócenia tak bardzo utarły się w języku angielskim, że są używane nawet w kontekstach formalnych. Obcokrajowcy uczący się angielskiego mogą nawet nie zdawać sobie sprawy, że mają do czynienia z „obciętym” słowem. Nawet w zaawansowanym stadium swojej nauki angielskiego nigdy nie powiedziałbym I sent a facsimile czy I went to a public house (fax i pub). Również exam czy wspomniane flu są już używane nawet przez nauczycieli czy lekarzy. Moim ulubionym przykładem skracania jest los łacińskiego zapożyczenia z XVII wieku mobilis vulgus, oznaczającego bezrozumny i kapryśny motłoch. Termin był zbyt długi i skomplikowany dla owego „motłochu”. Chyba nie trzeba mówić co z nim zrobiono… Tak powstało słowo mob. Należy pamiętać o tym, że skrócenia w języku polskim pełnią inną rolę niż w angielskim. U nas w zasadzie zawsze są one używane w kontekstach nieformalnych (siema, nara itp.). Nie są też tak powszechne jak w angielskim, chociaż ciągły kontakt z tym językiem owocuje coraz większą ilością skróceń, zwłaszcza tych związanych z technologią (apka na aplikację, lapek na laptopa, face, a w zasadzie spolszczone fejs, na facebooka). Dlatego podczas tłumaczenia należy się poważnie zastanowić, czy tłumaczyć skrócenie jako skrócenie, czy jako pełne słowo. O ile w przypadku imion nie stanowi to problemu (Melina -> Lin, Samantha -> Sam) to już słowo Ornithopter -> ‘thopter (skrzydlata maszyna z „Diuny” Franka Herberta) raczej przełożymy na polski w jego pełnej formie. Podobnie podczas tłumaczenia gier czy filmów o tematyce wojennej, w których dosłownie roi się od skróceń. Zdania Prepare for exfil [exfiltration] nie przetłumaczymy przecież jako Przygotujcie się do ewa [kuacji]. W zdaniu Give me a sitrep [situation report], sitrep stanie się po prostu raportem ponieważ skrócenie słowa „raport sytuacyjny” po prostu nie istnieje w naszym języku. Zadaniem tłumacza jest więc ocena, kiedy możliwe jest zachowanie skrócenia.

(PG)

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń