Planujecie podróż życia? Wybieracie się do Stanów Zjednoczonych? W takim wypadku powinniście pamiętać o kilku ważnych i bardzo popularnych wyrażeniach slangow" />

Planujecie podróż życia? Wybieracie się do Stanów Zjednoczonych? W takim wypadku powinniście pamiętać o kilku ważnych i bardzo popularnych wyrażeniach slangowych.

Po pierwsze, nie powinniście być zadowoleni, kiedy policjant wręcza wam „a ticket” (pol. bilet). Najprawdopodobniej nie ma on zamiaru zorganizowania Wam wspaniałej podróży, tylko po prostu wręcza wam mandat za wykroczenie drogowe. Jeśli ten sam stróż prawa krzyczy „freeze!” (pol. zamarzać, mróz) to nie skarży się on na zimę, ale ostrzega, że może użyć „an arm” (pol. ramię, ręka). Chce użyć swojej ręki?! Niekoniecznie – „an arm” w Stanach Zjednoczonych” często oznacza broń palną, czyli coś, co posiada znaczna część Amerykanów. Wyżej wymienione przykłady to tylko początek długiej listy wyrażeń, których znaczenie może mocno zaskoczyć.

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak w Stanach Zjednoczonych mówi się na Jana Kowalskiego? Nazywa się on John Doe. Wyraz „john” również jest dość popularnym słowem o wielu znaczeniach – może on oznaczać męską toaletę, zwykłego człowieka, a nawet… frajera.

Myślicie, że wyraz „proof” (pol. dowód) ma tylko to jedno znaczenie? Niekoniecznie. Słowo to jest również amerykańską miarą zawartości alkoholu w napojach alkoholowych. Jest to dwukrotna zawartość procentowa, więc jeśli na butelce napisano „80% proof”, nie bądźcie przerażeni – to w rzeczywistości alkohol 40%. Warto jednak pamiętać, że termin ten nie jest stosowany do opisu słabszych alkoholi takich jak wino czy piwo. Również inne słowa związane z jedzeniem mogą mieć odmienne znaczenie, niż nam się wydaje. Kupienie „a lemon” (pol. cytryna) może okazać się niezbyt trafne, ponieważ „a lemon” to często odnowiony i wypolerowany samochód, który w rzeczywistości kryje same usterki, a sprzedał go nam strasznie gadatliwy sprzedawca. „The beef” (pol. wołowina) to uwielbiany przez Amerykanów rodzaj mięsa, ale jeśli ktoś spyta „where’s the beef?” prawdopodobnie nie będzie szukać steka, tylko  zasugeruje rozmówcy, aby ten przestał owijać w bawełnę i zdradził prawdziwy cel rozmowy. A co z „power lunch” (pol. „mocny lunch”)? Oczywiście nie chodzi o ogromną ilość podanego jedzenia – jest to posiłek zjadany podczas rozmów o interesach.

Wyrażenia związane z pieniędzmi? I w tej dziedzinie także można odnaleźć wiele dwuznacznych słów. „Funny money” (pol. zabawne pieniądze) to wszystkie waluty poza dolarem amerykańskim. Co znaczy natomiast „a bad paper?” (pol. zła gazeta/ papier) – nie oznacza oczywiście śmiertelnie nudnej gazety, jaką przyszło nam czytać – jest to wyrażenie określające wszystkie podróbki banknotów czy czeków.

„Bum” to menel, a „dunno” to inaczej „I don’t know” (pol. nie wiem). Również niektóre polsko brzmiące wyrażenia mogą wydać się zaskakujące. Slang połączony z językiem polskim jest dość mocno rozpowszechniony na terytoriom Stanów Zjednoczonych ze względu na Polonię tam mieszkającą. „Schmatas” (przypominające polskie słowo „szmaty”) zamiast wydawałoby się negatywnego znaczenia, oznacza bardzo ekskluzywne ubrania. Słowa tego używa się jednak tylko w Nowym Jorku. „Polish dog” (pol. polski pies) to nie rasa psów, ale jeden z najdroższych hot dogów sprzedawanych w USA. Natomiast kiedy Amerykanin zwraca się do nas „Polack”, możemy być pewni, że chce nas obrazić. „Poland Springs” (pol. źródło Polska) to bardzo popularna w Stanach woda mineralna. „A plejs” (fonetyczny zapis angielskiego słowa „a place” – miejsce) to nazwa zawodu. Zdanie – „She’s working in a plejs” oznacza dosłownie „ona jest sprzątaczką”. Podobne jest z polsko brzmiącym słowem „mama”, które nie oznacza tego samego, co w Polsce – „a mama” to członkini gangu motorowego.

Nauczenie się tych istotnych różnic może nie tylko uchronić nas przed małymi wpadkami, ale w określonych sytuacjach może nam nawet uratować życie!

Angelika Karcz

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń