Biorąc pod uwagę popularność języka angielskiego większość osób uznaje, że znajomość tego języka jest wystarczając" />

Biorąc pod uwagę popularność języka angielskiego większość osób uznaje, że znajomość tego języka jest wystarczająca do komunikowania się wszędzie i z każdym. Nawet jeśli zdajemy sobie sprawę ze słabej znajomości tego języka w innych krajach słowiańskich, wielu Polakom wydaje się, że jadąc za granicę na wakacje do krajów naszych braci Słowian bez problemu będą w stanie się porozumieć. Ukraiński, chorwacki, słoweński czy bułgarski to prawie jak rosyjski, a rosyjski to już prawie jak polski. Prawie robi wielką różnicę. Pierwsze wrażenie jest takie, że prawie wszystko rozumiemy albo jesteśmy w stanie zrozumieć z kontekstu, szczególnie jeśli kiedykolwiek mieliśmy do czynienia z językiem rosyjskim. Niestety takie wrażenie może być złudne. O ile brzmieniowo pewne słowa są bardzo podobne do polskich, o tyle ich znaczenie może być zupełnie inne, a niezrozumienie go może prowadzić do problemów w komunikacji, a te nawet do konfliktów.

Bułgaria staje się coraz popularniejszym celem wakacyjnych wyjazdów Polaków. Z tego też względu warto poznać tak zwanych „fałszywych przyjaciół” funkcjonujących zarówno w języku polskim jak i bułgarskim:

Większość z nas jadąc na wakacje tak naprawdę nie odcina się zupełnie od pracy. Często pod naszą nieobecność pojawiają się sytuacje kryzysowe, w których okazujemy się absolutnie niezbędni pracodawcy. Naturalnie nikt z nas nie wozi ze sobą przenośnej drukarki więc do zapoznania się z przesłanymi nam dokumentami wizyta w punkcie ksero z pendrivem i zgranymi na niego tekstami może okazać się nieunikniona. Zazwyczaj przed wyjazdem staramy się jednak przyswoić podstawowe zwroty takie jak dziękuję (blagodarija), przepraszam (izvinjavam), proszę (molja)… Nie dziwi nas zatem pierwsze słowo padające z ust pani w kserze z wyciągniętą w naszą stronę dłonią brzmiące : Molja… natomiast padające za nim flaszka w każdym Polaku, który choćby ma mgliste pojęcie o tym jak za komuny się wszystko załatwiało budzi zaskoczenie pomieszane z oburzeniem obywatela, który już od dawna żyje w cywilizowanym kraju gdzie (ponoć) korupcja nie istnieje. Chwila refleksji wystarczy, by zrozumieć, że przecież wartość owej flaszki znacznie przekroczyłaby koszt usługi. Olśnienie, że bułgarska flaszka oznacza nasz nośnik USB nie do każdego dotrze równie łatwo.

Powiedzmy, że w trakcie urlopu poznajemy miejscowych Bułgarów. Siedzimy w restauracji, spędzamy wspólnie czas. Nagle jeden z nich wskazując na dolną część naszego ciała wykrzykuje „Imasz dupa”. Nie da się ukryć, że masz. Nie da się ukryć, że ma każdy. Walka wewnętrzna czy wykrzyknąć z oburzeniem jakąś obelgę pod adresem mówcy czy też poradzić sobie z sytuacją przy pomocy sarkastycznego komentarza może wzmóc napięcie jeszcze bardziej. Taka reakcja byłaby też zupełnie nieuzasadniona, ponieważ nasz znajomy z czystej uprzejmości chciał nam zwrócić uwagę na uszkodzenie ubrania i widoczną na nim dziurę.

W czasie wakacji i towarzyszącym im podróżom nikomu nie są obce problemy związane z orientacją w przestrzeni. W pewnym momencie po skorzystaniu już ze wszystkich dostępnych środków pomocy w takiej sytuacji ( GPS, Internet) pozostaje nam zapytanie o drogę nieznajomych. Znaleźliśmy kogoś, kto nawet zrozumiał nasze pytanie po polsku czy po angielsku, natomiast tłumaczenie odbywa się już w języku bułgarskim. Naprawo, naprawo i wdjasno. Dziękujemy i skręcamy w prawo, znowu w prawo i… jesteśmy na ulicy jednokierunkowej w ślepym zaułku. Przeklinamy w myślach „życzliwego” Bułgara próbując wycofać z ciasnej uliczki. A biedny Bogu ducha winny Bułgar też nie wiedział, że po polsku na prawo oznacza co innego. Pewnie sam się zdziwił widząc, że zamiast jak kazał jechać prosto i dalej prosto, skręcamy.

Najczęściej kojarzonym niewerbalnym fałszywym przyjacielem w kulturze bułgarskiej jest problem wyrażania „nie” i „tak” jako kiwania i kręcenia głową. Bułgarzy zdają sobie zazwyczaj sprawę z tego, że mogą zostać niezrozumieni komunikując się w ten sposób z obcokrajowcem i w kontaktach z nimi starają się używać „międzynarodowych norm” potakiwań i przeczeń. Bezpieczniej jest jednak dopytać czy ich odpowiedź brzmi „Da” czy też „Ne”.

Choć w czasie urlopu większość z nas zapomina o upływającym czasie, bo przecież szczęśliwi go nie liczą, warto wiedzieć, że nawet jeśli zapytamy sprzedawcę w sklepie o godzinę w formie jakiej używa się w języku polskim („Która godzina?”) to zrozumie, ale opatrznie i spojrzy na nas jak na mocno nieogarniętych życiowo albo zagubionych w czasoprzestrzeni. Godina to po bułgarsku rok, podobnie jak w języku rosyjskim god. Zamiast pytać sprzedawcę lub przechodnia o to jaki mamy aktualnie rok, może lepiej nauczyć się krótkiego zdania „Kolko e časyt?”.

Z życzeniami samych prawdziwych przyjaciół.

(AK)

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń