Przejeżdżając codziennie obok Muzeum Narodowego często zastanawiałam się nad wybraniem się na wystawę Katarzyny Kozyry, zawsze było jednak coś ważniejszego, " />

Przejeżdżając codziennie obok Muzeum Narodowego często zastanawiałam się nad wybraniem się na wystawę Katarzyny Kozyry, zawsze było jednak coś ważniejszego, pilniejszego albo „pogoda była zła” 😉 Muszę przyznać, że pojawiające się co chwilę informacje o „obrazoburczym charakterze” tej ekspozycji przekonały mnie, żeby w końcu zobaczyć to, co w tak znaczący sposób poruszyło serca części krakowian. Rzeczywiście wystawa była nieco „psychodeliczna” – być może ze względu na rozbrzmiewające bardzo głośno „Święto wiosny” Igora Strawińskiego, którego muzyka była ilustracją do jednego z dzieł Kozyry pod tym samym tytułem. Zwiedzając ekspozycję nie da się nie zauważyć nagości, krwi i brutalności, ale dla mnie była to jedna z ciekawszych wystaw, które widziałam w ostatnim czasie. Jest to z pewnością specyficzna forma sztuki mówiąca o tym, że nie wszystko w naszym życiu jest piękne, że ludzie chorują, starzeją się, a świat robi się coraz bardziej nieprzewidywalny. Moim zdaniem Kozyra nie zastanawiała się nad tym, czy zaszokuje widza lub obrazi jego uczucia. – chciała raczej pokazać świat takim, jakim widzi go ona  (i nie tylko). Jak wygląda rzeczywistość, bez grafiki komputerowej, która wszystko upiększa? Świat według Kozyry być może nie jest idealny, ale z drugiej strony niesamowicie ciekawy i absorbujący.
Poza tym oglądając wszystkie prace Kozyry można było dostrzec z jak wielką pasją i precyzją zostały one wykonane, a także jak dużą satysfakcję daje jej tworzenie, bez względu na to co mówią inni – za to ode mnie dodatkowy plus, ponieważ sztuka to właśnie pasja.

EG.

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń