Chyba każdy z nas z zapałem czytał w dzieciństwie książki o przygodach „misia o małym " />

Kubuś Puchatek czy Fredzia Phi-Phi?Kubuś Puchatek czy Fredzia Phi-Phi?

Chyba każdy z nas z zapałem czytał w dzieciństwie książki o przygodach „misia o małym rozumku”, później oglądał ich adaptacje filmowe Walta Disneya w kinie bądź na szklanym ekranie w ramach Wieczorynki. Nawet jako dorośli chętnie sięgamy po książkę dzieciństwa. O popularności misia świadczy fakt, że doczekaliśmy się nazwania jednej z ulic w Warszawie imieniem Kubusia Puchatka oraz ustanowienia 18 stycznia Międzynarodowym Dniem Kubusia Puchatka. Właśnie tego dnia, w 1882 roku, urodził się autor m.in. “Winnie-the-Pooh” i “The House at Pooh Corner” – Alan Alexander Milne. Polskie przekłady zatytułowane „Kubuś Puchatek” i „Chatka Puchatka” są dziełem Ireny Tuwim (siostry Juliana Tuwima) i pochodzą z 1938 roku.

Kubuś Puchatek czy Fredzia Phi-Phi?

Ale co łączy Kubusia Puchatka ze wspomnianą w tytule Fredzią Phi-Phi, i kim ona właściwie jest?

Otóż Fredzia Phi-Phi to alternatywne imię dla misia, którego zdążyliśmy już poznać i polubić jako Kubusia Puchatka. Zaproponowała je Monika Adamczyk-Garbowska w swoich tłumaczeniach przygód Winnie-the-Pooh (z 1986 i 1990 roku). Sięgając po książki A. A. Milne’a w przekładzie Adamczyk-Garbowskiej, już po kilku stronach zorientujemy się, że nie tylko imię misia uległo zmianie. Miejsce Krzysia (oryg. Christopher Robin), Kłapouchego (Eeyore), Kangurzycy (Kanga) i Maleństwa (Roo), zajęli: Krzysztof Robin, Iijaa, Kanga i Gurek. Spośród głównych bohaterów powieści, jedynie Królik (Rabbit), Prosiaczek (Piglet) i Sowa (Owl) nie zostali w żaden sposób przemianowani.

Kubuś Puchatek czy Fredzia Phi-Phi?

Zmiany imion, a także zmiany składni zdań wprowadzone w nowym przekładzie zrodziły się z dogłębnej analizy przekładu Ireny Tuwim przeprowadzonej przez Monikę Adamczyk-Garbowską. Ujawniła ona liczne usterki translatorskie, którymi naszpikowany jest przekład jej poprzedniczki. Podczas gdy Tuwim starała się udomowić “Winnie-the-Pooh” i uczynić go jak najbardziej przystępnym dla młodego czytelnika, zostało to zinterpretowane przez Adamczyk-Garbowską jako nadmierne umilanie i udziecinnianie tekstu. W związku z tak licznymi zmianami, kategorycznie odmawia ona zaklasyfikowania przekładu Tuwim jako tłumaczenia, wyjaśniając, że jest to jedynie adaptacja powieści autorstwa A. A. Milne’a. Zaproponowała więc swój przekład, którym chciała udowodnić, że wierność translatorska ma rację bytu w literaturze dziecięcej. Przyjęta przez nią strategia doprowadziła jednak do powstania wielu kalek z języka angielskiego, czyniąc tekst „ciężkostrawnym”. Weźmy na przykład wypowiedź Królika w obydwu tłumaczeniach porównując je z oryginałem.

“Organized it. Which means – well, it’s what you do to a Search, when you don’t all look in the same place at once.” (“The House at Pooh Corner”)

– Zorganizowałem. To znaczy, że – czyli, że to jest to, co się robi z Poszukiwaniem, kiedy każdy szuka w innym miejscu. („Chatka Puchatka”)

– Zroganizowałem. To znaczy… no to, co się robi z Poszukiwaniem, kiedy wszyscy nie szukają jednocześnie w tym samym miejscu. („Zakątek Fredzi Phi-Phi”)

Fraza „kiedy wszyscy nie szukają jednocześnie w tym samym miejscu” zaproponowana przez Monikę Adamczyk-Garbowską jest dosłownym tłumaczeniem oryginału, które brzmi tak nienaturalnie po polsku, że czytelnik musi się dobrze zastanowić co owo zdanie właściwie znaczy. Również słowo „zroganizowałem” jest celowo zapisane z błędem, co ma ponoć odzwierciedlać charakter Królika i jego zamiłowanie do używania trudnych słów, które często mimowolnie zniekształca.

Kubuś Puchatek czy Fredzia Phi-Phi?

Jeśli jednak chodzi o wspomniane już różnice w tłumaczeniu imion w “Winnie-the-Pooh”, to sposób zastosowany przez pierwszą tłumaczkę – czyli zastępowanie obcobrzmiących imion polskimi odpowiednikami – nie jest współcześnie akceptowaną praktyką. Bo czy jest jakikolwiek sens ukrywać przed dziećmi, że ludzie w innych krajach nazywają się inaczej? Stąd też mamy książki o przygodach Olivera Twista czy też Harry’ego Pottera, a nie Oliwiera Kręćka i Henryka Garncarza. Dopuszczalne są oczywiście drobne zmiany pisowni nazw własnych, które mają na celu ułatwienie zarówno ich odmiany, jak i wymowy, np. imię Martha może zostać w pełni zastąpione przez polskie Marta. Christopher Robin nie powinien więc zostać w polskim przekładzie ani Krzysiem (propozycja Ireny Tuwim), ani tym bardziej Krzysztofem Robinem (pomysł Moniki Adamczyk-Garbowskiej). Ta druga wersja, spolszczająca pierwsze imię, lecz zostawiająca drugie w wersji oryginalnej, wprowadza czytelnika w błąd. Młody czytelnik, wiedząc, że nikt w Polsce nie nosi imienia Robin, może pomyśleć, że jest ono nazwiskiem.

Omówione przeze mnie rozbieżności pomiędzy dwoma tłumaczeniami tej samej książki ukazują jedynie wierzchołek góry lodowej, jaką jest spór między literalistami (np. Monika Adamczyk-Garbowska), czyli zwolennikami tłumaczenia dosłownego, a funkcjonalistami (np. Irena Tuwim), którzy preferują tłumaczenie dynamiczne i dążą do tzw. „domestykacji” tekstu. Każdy kto choć raz próbował swych sił w tłumaczeniu powieści lub wierszy, wie jak trudną sztuką jest znalezienie złotego środka między tymi dwoma podejściami.

Można by rzec, że porażka „Fredzi Phi-Phi” i „Zakątka Fredzi Phi-Phi” zawiera się w słowach Wilhelma von Humboldta: „tłumaczenie tym bardziej odbiega od oryginału, im bardziej dąży do wierności”. Czy rzeczywiście tak jest? Sięgnijcie po przekłady Moniki Adamczyk-Garbowskiej i oceńcie sami.

Na podstawie artykułu Moniki Woźniak „Puchata przepustka do sławy. Pochwała Ireny Tuwim”

(AD)

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń