Jeśli ktoś zastanawia się nad kwestią tłumaczeń, również tych, które dokonuje się z języka jednego medium na inne, wa" />

Jeśli ktoś zastanawia się nad kwestią tłumaczeń, również tych, które dokonuje się z języka jednego medium na inne, warto mieć w pamięci adaptację książki Doroty Masłowskiej Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną, którą wyreżyserował Xawery Żuławski.

Gdyby w polskiej literaturze szukać dzieł trudnych do tłumaczenia, jedną ze wskazanych pozycji byłaby właśnie książka Masłowskiej. Pisarka oparła bowiem swoją powieść na języku, co nie jest dziwne, jeśli zważymy, że mowa tu o literaturze. Nie w tym jednak rzecz, że jak powiedział Tymoteusz Karpowicz, „każda literatura jest lingwistyczna”, lecz że są książki bardziej lub mniej lingwistyczne – Potop Henryka Sienkiewicza tłumaczy się w miarę łatwo, czego nie można powiedzieć chociażby o dziełach Witolda Gombrowicza. Tłumacz, który zabiera się za Gombrowicza, musi niejako „odbudować” język pisarza w języku, na który tłumaczy – musi znaleźć odpowiedniki stworzonych przez twórcę pojęć. Również książka Masłowskiej należy do kategorii dzieł bardziej lingwistycznych, a zatem trudniejszych do tłumaczenia. Problem, o którym mowa, dotyczy nie tylko przekładów na inne języki, ale także na inne media. Książki lingwistyczne są, co oczywiste, niefilmowe.

W przypadku powieści Masłowskiej sprawa komplikuje się o tyle, że, to co naprawdę ważne i ciekawe, odbywa się tu na poziomie wyczynów językowych – gier, kliszy, neologizmów, kolokwializmów itd. Cóż bowiem pozostaje, jeśli odrzemy Masłowską z języka? Mało odkrywczy pomysł narracyjny i wizja współczesnej Polski, jakich wiele. Inaczej rzecz się ma ze wspomnianym Gombrowiczem – Ferdydurke „bez języka” wciąż jest interesującą historią.

W polskiej kinematografii znajdziemy adaptacje obu książek (Ferdydurke w reżyserii Jerzego Skolimowskiego i Wojnę polsko-ruską w reżyserii Xawerego Żuławskiego). Wbrew pozorom Wojna jest filmem lepszym. Żuławski zdołał bowiem odnaleźć ekranowe ekwiwalenty słownych igraszek Masłowskiej. Reżyser świetnie wyczuł nerwowość i rozbuchanie jej prozy, a następnie sumiennie przełożył je na filmowe instrumentarium – halucynacje głównego bohatera, dziwaczne, groteskowe sceny festynu i potyczek z policją, oniryczną sekwencję przesłuchania, zabawę filmowymi gatunkami. Żuławski odnalazł złoty środek na sfilmowanie słownych skojarzeń i swobodnych asocjacji, które są podstawą pierwowzoru. Można powiedzieć, że Jerzy Skolimowski „odegrał” tekst Ferdydurke przed kamerą, Żuławski dokonał zaś tłumaczenia książki Masłowskiej na język filmu.

KW

Pomożemy w tłumaczeniu.Zadzwoń